Sportowiec, nurek, podróżnik, zdobywca Potrójnej Korony w Pływaniu na Wodach Otwartych, górskiej Korony Ziemi, licznych głębin morskich. Rekordzista Świata w deniwelacji, przedsiębiorca. Bogusław Ogrodnik, bo o nim mowa, zdradza w wywiadzie, jak udaje mu się przesuwać granice własnych możliwości i zdobywać tak wiele celów. Jego rekordy można byłoby obdzielić na kilka osób. Przekonacie się, że to człowiek przygoda, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. Bogusław odsłania kulisy rodzinnej rywalizacji i dzieli się z nami swoją mądrością. A okazuje się, że ma gotowy cytat, na każdą sytuację. Zachęcamy do lektury wywiadu – każdy znajdzie tu coś dla siebie.
Mateusz Byś: Boguś, czy pamiętasz punkt przełomowy w swoim życiu, gdy to wszystko na dobre się zaczęło? Najgłębsze wody, najwyższe szczyty, trudne wyzwania… Co to było?
Bogusław Ogrodnik: A jest coś takiego? 😊 Podobno wszystko zaczyna się od Marzeń. „Gdy potrafimy o czymś marzyć to potrafimy tego dokonać”. Tak mówi słynne powiedzenie Walta Disneya. I po części się z tym zgadzam, bo z synergią pasji, możliwości czy szczypty zdolności podobno wszystko jest możliwe. Z jedną uwagą: marzenia bez celu prowadzą do rozczarowań.
MB: Domyślam się, że każdą wyprawę, przedsięwzięcie należałoby rozpatrywać indywidualnie. Ale proszę, opowiedz o swoich celach i motywacjach podczas podróży. Co Cię pcha? Czy zawsze głównie chodziło o przekraczanie własnych granic, a może dokonanie czegoś niezwykłego i zapisanie się w historii?
BO: Niezdrowa ciekawość i dopamina. 🙂 Fajnie, jak cel, który sobie stawiasz rozwija Cię, poszerza Twoją wiedzę, sprawność, wnosi coś dla innych. Dobrze mieć czas na chwilę refleksji i zrobienie planu. Na przełomie roku zawsze robię z dziećmi (już dorosłe) podsumowanie mijających 365 dni i plan na kolejny rok. To w dużej mierze pomaga ogarnąć kierunek prądu, w którym codziennie płyniemy przez życie. Zadam proste pytanie: kiedy masz zamiar wejść na Everest? (oczywiście nie chodzi o górę, a o plan na Wielkie Wyzwanie). Tego Wyzwania z dnia na dzień nie da się tak po prostu wykonać. Ale jak masz plan rozpisany na tygodnie, miesiące czy lata to już jest dużo łatwiej. Upływający czas sam zbliży nas do „niemożliwego” nawet Celu.
MB: Słusznie, też jestem zwolennikiem realizacji celów poprzez podejmowanie małych kroków. Właśnie też chciałem o to podpytać. Wiem, że jesteś zwolennikiem ciągłego rozwoju, metodycznego podwyższania sobie poprzeczki. Dla Ciebie każde kolejne zrealizowane cele wyznaczają następne. Jak wiele zawdzięczasz treningowi mentalnemu i jak on wygląda dziś, a jak kiedyś?
BO: Im dalej w las tym więcej drzew. 🙂 Zgadzam się z twierdzeniem: aby zdobyć coś czego nigdy nie miałeś, musisz robić coś czego nigdy wcześniej nie robiłeś. Być może stąd moje próby robienia różnych rzeczy, których wcześniej nie próbowałem. Tak było chociażby z pływaniem czy z pływaniem w zimnej wodzie. Tak też było ostatnio z podejściem do zmierzenia się z dystansem Ironmana. Każdy zrealizowany cel (choć śmiem twierdzić, że bardziej mobilizują mnie porażki), przesuwa nas do przodu, ku dalszemu rozwojowi. Na każdego z nas w różnym stopniu oddziałują te same bodźce. Każdy etap naszego życia to inny rodzaj motywacji, to też inne sukcesy i porażki. Ale zawsze warto się uczyć, warto eksperymentować z różnymi sposobami czy technikami motywacji. Dzięki temu mamy szansę w pełni przeżywać tę Przygodę przez wielu zwaną Życiem. Kończąc, warto zacytować słynne powiedzenie: każdy ma talent do wygrywania, ale czy mamy odwagę do przyjęcia porażki. A przecież prawie zawsze to ona stanowi o ostatecznym Zwycięstwie.
MB: Pełna zgoda. Masz jak to mówią niezwykle silny imperatyw, motywację, chęć do życia i zdobywania. Człowiek się z tym rodzi, czy może się tego nauczyć? Jeżeli tak – to jak się w tym wyćwiczyć?
BO: Jest takie słynne przemówienie admirała McRaven’a do absolwentów Uniwersytetu w Teksasie, który twierdzi: „Jeśli chcesz zmienić świat to zacznij od samodzielnego, perfekcyjnego zaścielenia łóżka.” 🙂 Każdy pewnie ma swój wypróbowany sposób mobilizowania się, który na niego działa. Mi strasznie ciężko zwalczyć wrodzone lenistwo. 😊 Stąd nawet w domu na ścianie wypisuję cele do zrealizowania, tak abym ciągle miał je przed oczami. Podobno warto być dla siebie surowym, ale dobrym nauczycielem. Czasami za zrealizowany cel nagradzać się. Za przepłynięcie Tsugaru Channel obiecałem sobie na prezent „cywilny” zegarek. Ciągle, mimo upływu lat stoję przed wyborem modelu. 🙂
MB: Wiele w Tobie mądrości i dojrzałości. Z tego co wiem, lubisz też taki cytat, idee ”Celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz, będziesz wśród gwiazd”. Czuję, że gdybyś mógł, zdobyłbyś kosmos. Nie myślałeś o tym?
BO: „Kosmos… ostatnia granica” 🙂 Star Trek… Kto powiedział, że nie mogę? Podobno jedyną granicą jest nasz umysł, wyobraźnia, a ograniczenia to te, które sami tworzymy. Coś w tym jest skoro niektórzy twierdzą, że jeżeli czegoś nie można zrobić to należy zatrudnić kogoś, kto o tym nie wie. 🙂
MB: Pomówmy teraz o konkretnych wyzwaniach. Masz za sobą realizację autorskiego przedsięwzięcia pod nazwą „Projekt 9000”. Polegało one na osiągnięciu największej deniwelacji (czyli różnicy wysokości między najwyższym a najniższym punktem) dokonanej kiedykolwiek przez człowieka. Wspiąłeś się na Mount Everest (8848 m), a nurkując na Półwyspie Synaj w słynnym Blue Hole osiągnąłeś głębokość 163 metrów. Przekroczyłeś tym samym nawet założenia własnego projektu, gdyż pokonałeś łącznie 9011 m różnicy wysokości. Jak to po ludzku opowiedzieć, oddać? Jakie emocje towarzyszą takiemu wyzwaniu?
BO: Lądując potężnym IŁ-em 76 na Antarktydzie zapytałem nawigatora jaką statyczną temperaturę pokazują czujniki termometru. Patrząc na zegary z uśmiechem odpowiedział: ociepliło się, minus 59°C. Jak przekazać komuś kto nigdy nie doświadczył takiej temperatury czym ona jest? Inny przykład: w słoneczny dzień czując się dobrze patrzymy na barometr, pokazuje np. 1025 hPa. Gdy ciśnienie spada np. do 980 hPa niektórzy z nas już to mocno odczuwają, popadają w apatię, senność, mają ból głowy czy nudności. Wchodząc na szczyt Everestu ciśnienie powietrza spadło poniżej 300 hPa (co to musi być za ból głowy)… Jak opowiedzieć, jak oddać w opisach wysiłek, który towarzyszy wspinaczowi przy jakiejkolwiek próbie poruszania się w tzw. „strefie śmierci”? Tam nawet myślenie o poruszaniu się boli. Dobrze oddaje ten stan słynna odpowiedź Krzysia Wielickiego na pytanie dziennikarza – o czym myślał będąc na szczycie Everestu? „Jakbym wtedy myślał to byśmy tu teraz nie rozmawiali”.
Z nurkowaniem technicznym jest dokładnie tak samo tylko odwrotnie. 🙂 Wystarczy może podać za przykład ciśnienie w kołach naszego auta osobowego. Wynosi ono ok. 2,5 atmosfery. Tam w głębinach gdzie ja dotarłem ciśnienie oddziałujące na organizm nurka przekraczało 17 atmosfer. Naprawdę to dużo zmienia. 🙂 Dzięki wsparciu wspaniałych nurków i przyjaciół po wyjściu z ostatniego – rekordowego nurkowania na pytanie obecnego rekordzisty świata w nurkowaniu na rebreatherze – Krzysia Starnawskiego mogłem odpowiedzieć, iż było to najbardziej nudne nurkowanie w tym całym długim okresie przygotowawczym.
MB: Rozumiem, muszę po prostu sam tego spróbować. 🙂 Wspomniany projekt to jednak tylko część z Twoich dokonań. Jesteś pierwszym Polakiem, który przepłynął lodową milę. Przepłynąłeś wpław też Kanał La Manche – tym samym pokonując jedno z największych wyzwań dla człowieka. Mawia się bowiem, że to pływacki Everest, bo trzeba mierzyć się z niską temperaturą wody prowadzącą do wychłodzenia organizmu, zmienną pogodą, niesprzyjającymi prądami, parzącymi meduzami… Kanał pokonałeś w czasie 20 godzin i 33 minut. Czy to było najdłuższe 20 godzin w Twoim życiu? Jak wspominasz to Wyzwanie?
BO: „Pojęcie czasu jest różne, w zależności, po której stronie drzwi toalety się stoi”. 🙂 Zdecydowanie najdłuższe, również mentalnie, było przepłynięcie przeze mnie Lake Tahoe. Jest to podobno jedno z najczystszych jezior świata, położone na wysokości 1800m między Kalifornią, a Newadą. Znane nam skądinąd ze słynnego serialu Bonanza. Przepłynąłem je w ponad 24 godziny. Słynne pływaczki, które mnie tam asekurowały (Hania Bakuniak i Ola Bednarek) podarowały mi wygrawerowany kubek z (podobno?) moim powiedzeniem po wyjściu z wody: „wieczorem chciałem umrzeć, rano żałowałem, że w nocy nie umarłem.” 🙂 Everest wśród pływaków czyli Kanał La Manche to naprawdę wielka Przygoda. Dla niektórych nieosiągalny Cel życia. Stąd jestem zaszczycony, iż należę do elitarnego klubu The Peak and Pond Challenge, czyli grona osób, które zdobyły oba Everesty.
MB: Wspomnijmy jeszcze jeden z Twoich bardziej aktualnych projektów – czyli „Ocean Seven”. Bo to też bardzo ciekawe. Według jego założeń zamierzasz przepłynąć wpław siedem najsłynniejszych, a zarazem najbardziej wymagających cieśnin, czy kanałów na całym świecie. A dodajemy, że masz za sobą już m.in. Kanał La Manche (34 km), Kanał Catalina (34 km) i Cieśninę Gibraltarską (18 km) oraz Cieśninę Tsugaru (Japonia, 21 km). Skąd pomysł na „Ocean Seven” i jakie są kolejne plany w ramach tego projektu?
BO: Jeszcze nikt nie zdobył dwóch Koron, stąd nie trzeba dużo wysiłku intelektualnego, aby wpaść na pomysł zrealizowania takiego Wyzwania. Gorzej z jego przeprowadzeniem. Pisząc to mam na myśli trudności nie tylko wynikające z poświęcenia czasu na przygotowania czy zasobności portfela. Ale to co okazuje się dużym Wyzwaniem to otrzymanie zgody na przepłynięcie czy też oczekiwanie w kolejce chętnych do podjęcia się danej próby pływackiej. Takim, doprowadzającym mnie wręcz do pasji aktualnym przedsięwzięciem, jest otrzymanie terminu czyli slotu na podjęcie próby przepłynięcia Cieśniny Cooka. Staram się o to od… 2011 roku. Najnowszy termin jaki mi przydzielono to 2024 r. A kto powiedział, czy w wyznaczonym z takim wyprzedzeniem tygodniowym terminie na przepłynięcie w ogóle będą warunki do wejścia do wody? Dla przykładu: na trafienie w dobrą pogodę i udane przepłynięcie potrzebowałem na Cieśninie Tsugaru w Japonii aż czterech slotów. Z tym, że tam slot to dwa lub trzy dni. Slot na La Manche to tydzień. Dwa sloty nie wystarczyły mi na pokonanie Molokai Channel. Silne prądy znosiły mnie zbyt mocno. I jak mówił Kapitan statku mnie asekuracyjnego: prędzej dopłyniesz do Alaski niż do Honolulu. 🙂 Poza tym Hawaje wymagają szczególnych zabezpieczeń jeśli chodzi o rekiny. Stąd trzeba raz po raz zmieniać kolejność pokonywania Kanałów. Ale podobno zmienność decyzji świadczy o ciągłości zarządzania. 🙂
MB: Faktycznie – przystępność slotów i wpasowanie się w warunki dla realizacji danego projektu to jak wygranie na loterii. Jak planujesz nowe wyprawy i przedsięwzięcia? Czy to kwestia intuicji, czy idziesz za głosem serca? Czy może specjalnie szukasz pomysłów na coś, co jeszcze nie zostało zrealizowane?
BO: Przyszła mi do głowy taka myśl w odpowiedzi: „Jeżeli robisz to co łatwe, Twoje życie będzie trudne. Jeśli robisz to co trudne, Twoje życie będzie łatwe.” A odpowiadając konkretnie na Twoje pytanie, to pewnie wszystkiego po trochu. Obecnie z dorosłym już synem Maćkiem ścigamy się, który z nas pierwszy zdobędzie Koronę Gór Europy, czyli 46 najwyższych szczytów w każdym europejskim państwie. W tym roku wyszedłem na prowadzenie i jestem w jednej trzeciej. Prowadzę jednym szczytem. 🙂 Wspólnie realizujemy projekt pokonania Ironman70.3 na każdym kontynencie. Zbliżamy się do końca. 🙂 W tym roku zrealizowałem też w ramach odskoczni projekt Korony Polskich Półmaratonów. Mówią, że przecież nie planuje się porażek, ale prawie na pewno przegrywa się nie planując.
MB: To wszystko robi wrażenie i o wielu z tych wyzwań nie słyszałem. Wasza rodzinna rywalizacja budzi emocje. Za chwilę do tego wrócimy, chciałbym jednak jeszcze zapytać, – wiele z Twoich wypraw wiązało się z ogromnym wysiłkiem i było wyzwaniem dla organizmu. Nierzadko wiązały się one też z ryzykiem, jak wspomniałeś, np. poprzez obecność rekinów, skrajnie ekstremalne warunki itd. A może dosłownie lub w przenośni otarłeś się o granice życia i śmierci. Gdyby ktoś chciał podjąć podobną drogę do Twojej – na co musiałby się nastawić i jak musiałby przygotować organizm?
BO: Aby osiągnąć założone cele musimy być konsekwentni i zdyscyplinowani. To, że dużo więcej robimy nie oznacza, że dużo więcej zrobimy. Przecież to osiągnięte cele nas definiują, a nie plany czy zamierzenia. Nie należy mylić ruchu z poruszaniem się do przodu. Na bieżni można się nieraz nieźle spocić, ale czy przesunęliśmy się do przodu. Może to slogan, ale czasami naprawdę trzeba mieć odwagę żeby zaryzykować i nie bać się przegranej. Kiedyś zacząłem robić listę nieudanych lub niezrealizowanych projektów, było ich dużo więcej niż tych zrealizowanych. Teraz na myśl przychodzi mi powiedzenie wielkiego koszykarza Michaela Jordana zapisane na ścianie szkoły mojego syna: „Nie trafiłem do kosza podczas mojej kariery ponad dziesięć tysięcy razy. Przegrałem niemal trzysta meczów. Dwadzieścia trzy razy to do mnie należało oddanie decydującego rzutu i nie trafiłem. Ponosiłem w życiu porażkę za porażką. I właśnie dlatego odniosłem sukces.”
MB: Na co dzień jesteś przedsiębiorcą. Wiele udzielasz się też w ramach inicjatyw na rzecz rozwoju dyscyplin sportowych, bezpieczeństwa. Czego nauczył Cię sport, i jakie ukształtowane cechy charakteru, doświadczenia, pomagają Ci na co dzień w życiu zawodowym i prywatnym?
BO: Pycha poprzedza upadek. „Gdy myślisz, że już wiesz wszystko i jesteś na wszystko przygotowany Los czy ja się ta k… nazywa pokazuje ci fu..a”. Na pewno sport nauczył mnie pokory i wytrwałości. Bo w sporcie, jak to w życiu nie wszystko możemy przewidzieć i zaplanować, na wszystko się przygotować. Stąd też spektakularne porażki nawet wielkich sportowców. Ale to chyba też ma swój przekorny urok i raczej powinno nas motywować do jeszcze większej pracy, a nie powodować zniechęcenie.
MB: Dziękuję za to! Wróćmy to rywalizacji rodzinnej. Twoja rodzina – żona i dzieci też mają predyspozycje i zacięcie do sportu oraz przekraczania granic. Żona ma nabieganych ponad 70 maratonów, natomiast syn Maciej – też od zawsze związany jest ze sportem i z sukcesami startuje w triatlonach. Córki także aktywnie brały udział w wielu Waszych wspólnych przedsięwzięciach górskich i pływackich. Jak więc zarazić młodszych do aktywności? Czy to jest tak, że przykład idzie z góry i to recepta?
BO: „Życia nie mierzy się ilością oddechów, ale ilością chwil, które zapierają dech w piersiach”. Ogólnie – tak, masz rację. Uważam, że wcześniej, czy później przykład naszego stylu życia przemówi do dzieci, a także do bliskich czy znajomych. Pozytywne wzorce, których u nas trochę brakuje (bo pewnie słabo sprzedają się medialnie ;)), zawsze odbijają się piętnem w kręgu naszych przyjaciół. Stąd też pewnie popularność takich przysłów: „z jakim przystajesz…” czy, „skoro wszedłeś między wrony…”. Ale to chyba dobrze, bo i nas to motywuje do tego, aby nie odpuszczać. Myślisz „Chcesz się poddać?” A co jeśli jesteś czyjąś inspiracją?”
MB: Angażujesz się we wsparcie młodych talentów i pomoc innym. Wspierałeś Hanię Bakuniak czy Olę Bednarek w pływackich wyzwaniach, a także Piotra Biankowskiego. Czy jest jakaś szansa, aby to ustrukturyzować? Może założyć związek zimowych pływaków, kadrę?
BO: „Nie ważne jak daleko dojdziemy, ale ile osób za sobą zabierzemy w tą wędrówkę”. Póki co to chyba za dużo indywidualności w tym sporcie. 🙂 Może z czasem, powoli wykreują się Społecznicy, którzy spróbują ogarnąć to w pewne ramy organizacyjne. Poczekamy, zobaczymy. 😊
MB: Kto stanowi dla Ciebie inspirację, przykład?
BO: Odpowiem tak: „Jeśli potrzebujesz na Kierownika Ekspedycji naukowca weź Scotta. Jeśli chodzi o szybką i sprawną podróż – Amundsena. Ale kiedy znajdziesz się w beznadziejnej sytuacji, z której zdaje się nie ma wyjścia, klęknij i módl się o Shackletona”.
MB: Co jeszcze Ci się marzy?
BO: „Ścigać się z przeznaczeniem” 🙂
Więcej o Bogusławie Ogrodniku
Rozmawiał i opracował Mateusz Byś